Forum forum życia rodzinnego Strona Główna forum życia rodzinnego
Chrześcijańskie spojrzenie na rodzinę
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moralność i etyka A Smitha

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum życia rodzinnego Strona Główna -> Moralność i etyka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dominik
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:47, 08 Lip 2006    Temat postu: Moralność i etyka A Smitha

Chciałbym poruszyć tu poglądy dość kontrowersyjnej - jak dla mnie - osoby jaką jest Adam Smith.
Poniżej - zamieszczam i poddaję pod rozwagę pewien fragment dość kontrowersyjnego materiału:

Cytat:
8. Polityka wyznaniowa państwa

W toku wywodów dotyczących uposażeń dla duchowieństwa Smith formułuje wiele uwag dotyczących religii, a zwłaszcza stosunków państwo-Kościół. Jest oczywiste, że na jego sądy miały wpływ burzliwe dzieje tych stosunków w Anglii i Szkocji, szczególnie poczynając od XVI wieku. I choć rzadko odwołuje się on do konkretnych przykładów historycznych, to jednak dla jego czytelników było jasne, że gdy pisze o kościele oficjalnym (established), to ma na myśli Kościół anglikański (The Church of England) lub Kościół Szkocki (The Church of Scotland).

W kontekście rozważań dotyczących uposażeń dla duchowieństwa Smith cytuje Hume'a, nazywając go "najznakomitszym filozofem i historykiem naszego wieku". Przytacza też obszerne fragmenty z jego The History of England zawierające pochwałę liberalizmu ekonomicznego 22. Obok postulatu wolności gospodarczej znajduje się tam również stwierdzenie, że pewne dziedziny życia społecznego - jak finanse, marynarka czy urzędy państwowe - muszą być utrzymywane przez państwo. Ponieważ dziedziny te nie są bezpośrednio dochodowe dla zatrudnionych w nich osób, te ostatnie muszą być wynagradzane przez państwo. Hume zastanawia się w związku z tym, czy duchowni (ecclesiastics) powinni być utrzymywani przez swych wiernych, jak kupiec przez swych klientów, czy też należy im przyznać urzędowe pensje. Ich zajęcie jest bowiem podobne do profesji lekarza czy adwokata. Z tego punktu widzenia - argumentuje Hume - sprawę ich utrzymania można by "z całym spokojem zawierzyć szczodrości jednostek, które są przywiązane do głoszonych przez nich zasad i które czerpią korzyści lub pociechę z ich usług i pomocy duchowej". "Lecz jeżeli rozpatrzymy tę sprawę bardziej wnikliwie - powiada dalej Hume - to stwierdzimy, że ta wywołana własnym interesem gorliwość duchowieństwa jest czymś, czemu każdy mądry prawodawca powinien starać się zapobiec, ponieważ w przypadku każdej religii, poza religią prawdziwą [tzn. religią naturalną - S.Z.], gorliwość ta jest wysoce szkodliwa, a nawet prowadzi z natury rzeczy do tego, by skazić religię prawdziwą, wprowadzając do niej sporą domieszkę zabobonu, głupoty i oszustwa" [BN, II, s. 534]. Postawione w takiej sytuacji duchowieństwo będzie okazywać nietolerancję wobec innowierców i wszelkimi środkami zjednywać sobie zwolenników. "Będzie się przyciągało klientów na każde religijne zebranie (conventicle) - twierdzi Hume - przemyślnie i zręcznie wynajdując nowe sposoby, za pomocą których można grać na namiętności i łatwowierności pospólstwa". W końcu jednak władza świecka naprawi swój błąd i dojdzie do porozumienia z duchownymi przewodnikami, a mianowicie "kupi ich gnuśność za cenę stałego uposażenia". W ten sposób aktywność duchowieństwa zostanie ograniczona jedynie do tego, "aby trzódka się nie rozbiegła w poszukiwaniu nowych pastwisk". I tak utemperowana religia udowodni, że jest pożyteczna dla "politycznych interesów społeczeństwa".

Smith uważa, że tego rodzaju motywacja rzadko skłaniała władzę świecką do przyznawania duchowieństwu majątków lub uposażeń. Zwykle wynikało to z pewnego sojuszu politycznego zawieranego w toku walki rywalizujących ze sobą obozów. "Duchowieństwo zwycięskiej sekty (...) żądało przede wszystkim, aby władza państwowa uciszyła i poskromiła wszystkich jego przeciwników; a następnie, by przyznano mu niezależne uposażenie. Ponieważ zazwyczaj duchowni ci przyczyniali się w znacznej mierze do zwycięstwa, przeto wydawało się całkiem słuszne, aby mieli pewien udział w zdobyczy" [BN, II, s. 535-536]. Gdyby religia nie miała znaczenia politycznego, to w jednym kraju mogłoby istnieć wiele sekt i wszystkie traktowane byłyby jednakowo. Duchowieństwo każdej z nich musiałoby zabiegać o wiernych. Ale ta gorliwość nie byłaby groźna dla spokoju publicznego, gdyż wszystkie one byłyby słabe i musiałyby się nawzajem tolerować. "Władza państwowa popiera (...) doktryny wielkich sekt, co zapewnia im poważanie u wszystkich prawie mieszkańców rozległych królestw i cesarstw, a przywódcy tych sekt widzą dokoła jedynie zwolenników, uczniów i pokornych wielbicieli" [BN, II, s. 537].

Smith sądzi, że atmosfera tolerancji religijnej doprowadziłaby do tego, że doktryny większości sekt zostałyby sprowadzone do "czystej i opartej na rozumie religii, wolnej od jakiejkolwiek domieszki głupoty, oszustwa i fanatyzmu, a której ustanowienie było pragnieniem mądrych ludzi wszystkich czasów". Jest swego rodzaju paradoksem, dodaje cytowany autor, że taki właśnie ustrój nie faworyzujący żadnej religii, oparty na tolerancji, zamierzali wprowadzić pod koniec wojny domowej w Anglii independenci, skądinąd znani ze swego fanatyzmu. "System ten przyjęto w Pensylwanii, gdzie bez względu na to, iż sekta kwakrów jest tam najliczniejsza, prawo nie faworyzuje w istocie jednej sekty bardziej niż innych. System ten, jak powiadają, sprawił, iż panuje tam filozoficzny umiar i tolerancja" [BN, II, s. 538].

W społeczeństwie o ustalonej strukturze klasowej Smith wyróżnia dwa rodzaje moralności: "jeden z nich można określić jako sztywny i surowy, drugi jako liberalny (...). Pierwszy wzbudza zazwyczaj podziw i szacunek ludzi prostych, drugi natomiast uznają i przyjmują częściej tak zwani ludzie światowi". Pierwszy toleruje grzechy lekkomyślności, drugi je potępia. Ponieważ nowe sekty religijne skupiają zwykle ludzi prostych, z reguły głoszą surową moralność. Nierzadko dochodzi nawet do tego, że jest ona "odstręczająco surowa i niespołeczna". Aby temu zapobiec, państwo może zastosować - zdaniem Smitha - "dwa bardzo proste i skuteczne środki. Pierwszym z nich są studia naukowe i filozoficzne" [BN, II, s. 541]. Aby zdopingować do nauki członków klas średnich i wyższych, należałoby wprowadzić wymóg wykształcenia, potwierdzonego stosownym egzaminem, koniecznego do uprawiania wolnych zawodów lub obejmowania ważniejszych stanowisk. "Wiedza (science) stanowi najskuteczniejsze antidotum na truciznę fanatyzmu i przesądów; a gdzie wyższe warstwy zabezpieczono by przed tym niebezpieczeństwem, tam i niższe nie byłyby na nie zbytnio narażone" [BN, II, s. 542].

Jak widać, dla utemperowania sekt religijnych Smith gotów jest poświęcić zasady liberalizmu i wprowadzić nawet państwowe komisje egzaminacyjne, prowadzące wszakże do wzrostu biurokracji.

Drugi z proponowanych przez Smitha środków dotyczy głównie klas niższych i polega na promowaniu przez państwo "licznych i wesołych publicznych rozrywek". Jak można sądzić, chodziło mu o rozrywkę, którą dziś nazwalibyśmy "kulturalną", a która - mówiąc jego słowami - wolna byłaby od skandalu i nieprzyzwoitości. "Państwo zachęcając, to jest pozostawiając całkowitą swobodę tym, którzy we własnym interesie nie wywołując zgorszenia, staraliby się zabawić i rozerwać ludzi malarstwem, poezją, muzyką i tańcem oraz wszelkiego rodzaju spektaklami i przedstawieniami dramatycznymi, rozproszyłoby z łatwością owo ponure usposobienie i skłonność do melancholii, które są prawie zawsze zarodkiem przesądów i fanatyzmu" [BN, II, s. 542].

Smith opowiada się za całkowitym rozdziałem religii i państwa, przypisując zarazem temu ostatniemu prawo i obowiązek czuwania nad przestrzeganiem przez wszystkie wyznania zasady tolerancji, "czyli nie pozwalać się prześladować wzajemnie, znieważać lub ciemiężyć. Całkiem inaczej dzieje się tam, gdzie istnieje religia państwowa, czyli panująca. Wówczas panujący (the sovereign) nigdy nie może się czuć bezpieczny, jeżeli nie ma sposobów, by wpłynąć poważnie na większość jej nauczycieli" [BN, II, s. 543].

Smith rozwodzi się nad tym, jak władza świecka powinna ułożyć sobie stosunki z duchowieństwem kościoła państwowego, które jest dobrze zorganizowane i którego interes "nigdy nie jest taki sam jak interes panującego, a czasem jest wręcz przeciwny". Przestrzega on przed wkraczaniem na drogę prowadzącą do otwartego konfliktu, a zwłaszcza stosowaniem siły. Zaleca natomiast politykę perswazji. "Chociaż wobec tej kategorii ludzi - pisze Smith, mając na myśli duchownych - użycie siły prawie zawsze zawodzi, jednak można się z nią porozumieć równie dobrze jak z każdą inną" [BN, II, s. 547]. Autor Bogactwa narodów uważa zarazem, że ten sposób prowadzenia polityki winien być stosowany nie tylko w odniesieniu do religii. "Ugody (management) i perswazja są zawsze najprostszym i najpewniejszym narzędziem rządów, tak jak siła i gwałt są metodą najgorszą i najbardziej niebezpieczną" [BN, II, s. 546].

Przypominając proces centralizacji władzy duchownej w Kościele katolickim, także w kontekście praw do nadawania beneficjów, Smith stwierdza, że w Średniowieczu doszło do tego, iż "duchowieństwo różnych krajów Europy stało się pewnego rodzaju duchową armią rozproszoną wprawdzie po różnych kwaterach, ale której wszystkimi ruchami i działaniami mógł kierować obecnie jeden mózg (head) i którą można było prowadzić według jednolitego planu" [BN, II, s. 548]. Smith zwraca ponadto uwagę, że w każdym kraju najwyższe duchowieństwo posiadało wielkie majątki, jak również sprawowało na ich obszarze jurysdykcję, będąc tym samym częścią ówczesnej struktury feudalnej. Wszystko, co posiadał ten stan, "jego włości, przywileje i doktryna, wydawało się oczywiście świętością w oczach gminu; a każde ich pogwałcenie, istotne czy domniemane, było najwyższym aktem świętokradztwa i profanacji" [BN, II, s. 551]. Przywileje duchowieństwa - dodaje Smith - "jakie nam (...) wydają się wysoce absurdalne", traktowane były wówczas jako naturalne, choć ich źródłem była nie tyle natura, co raczej niezależność i siła polityczna tego stanu. Średniowieczny ustrój Kościoła katolickiego może być uważany, jego zdaniem, "za najgroźniejszą zmowę (the most formidable combination), w jaką kiedykolwiek złączono się przeciwko władzy i bezpieczeństwu rządu świeckiego, a także i przeciw wolności, rozumowi i szczęściu ludzkości, które mogą rozwijać się pomyślnie jedynie pod opieką rządów świeckich" [BN, II, s. 552].

Autor Bogactwa narodów uważa, że tym, co podkopało fundamenty tej, zdawałoby się tak niewzruszonej instytucji, nie były ataki rozumu, jak to się często utrzymuje. Rozum nie byłby bowiem w stanie rozluźnić więzów prywatnego interesu tych, którzy bronili istniejącego porządku. Dopiero naruszenie sieci tych interesów umożliwiło podważenie feudalnej struktury, a tym samym i świeckiej władzy duchowieństwa. W ten sposób, "ta ogromna i tak zręcznie skonstruowana budowla, którą cała mądrość i cnota ludzka nie zdołały wstrząsnąć, a tym bardziej obalić, została dzięki naturalnemu biegowi rzeczy najpierw osłabiona, a potem częściowo zniszczona i jest dziś rzeczą wysoce prawdopodobną, że w ciągu kilku wieków rozpadnie się, być może, całkowicie" [s. 552].

Smith twierdzi, że osłabienie świeckiej władzy Kościoła katolickiego dokonało się w głównej mierze pod wpływem stopniowego postępu w rzemiośle, przemyśle i handlu. Procesowi temu towarzyszyło bowiem bogacenie się wyższego duchowieństwa, przy jednoczesnym odchodzeniu od dotychczas realizowanej dobroczynności. Duchowieństwo to łatwiej dawało się wciągać do rozgrywek z papiestwem. W XIV i XV w. władza świecka w Anglii i Francji podjęły próbę ograniczenia praw papieża do nadawania wielkich beneficjów kościelnych. We Francji wyraziło się to w ustanowieniu tzw. sankcji pragmatycznej, a następnie zostało rozszerzone w konkordacie. Gdy przyszła Reformacja, oficjalny Kościół przeżywał już poważny kryzys. Był wówczas nie tylko skonfliktowany z władzą świecką, ale utracił także autorytet u ludu. W tej sytuacji, popularność zyskiwali sobie nowi kaznodzieje i ich "pełne zapału, żarliwe i fanatyczne, choć często pospolite i prostackie krasomówstwo" [BN, II, s. 556]. Nie byli oni bardziej wykształceni niż obrońcy religii panującej, ale surowość ich obyczajów zyskiwała im poważanie u ludu, "który przeciwstawiał ich wzorowe prowadzenie się rozwiązłemu trybowi życia większości kleru". W znacznej części Europy doszło do zwycięstwa Reformacji, a w niektórych krajach wprowadzono oficjalne wyznania protestanckie (luterańskie lub kalwińskie). Duchowieństwo luterańskie i anglikańskie przystało na przekazanie panującemu prawa dysponowania biskupstwami i większymi beneficjami. W kościołach kalwińskich wprowadzono natomiast równość duchowieństwa i obieralność pastorów przez wiernych. Ta ostatnia zasada prowadziła jednak do wielu konfliktów i dlatego zaczęto od niej odchodzić. W Szkocji zastąpiono ją prawem patronatu. Kler, który przestał być zależny od fanatyzmu pospólstwa, stara się pozyskać względy patrona swą wiedzą i obyczajnością. Tym też uzasadnia Smith swą tezę, że "chyba nigdzie w Europie nie można znaleźć klasy ludzi bardziej wykształconych, niezależnych i godnych poważania niż większość kleru prezbiteriańskiego w Holandii, w Genewie, w Szwajcarii i w Szkocji" [BN, II, s. 562]. Kler ten jest również bardziej życzliwy wobec ludu, nie stara się wynosić ponad prostych ludzi, a swym trybem życia zjednuje sobie ich szacunek. "Dlatego też kler prezbiteriański wywiera znacznie większy wpływ na umysły ludu aniżeli duchowieństwo jakiegokolwiek może innego kościoła paaństwowego" [BN, II, s. 563].

Kolejna obserwacja Smitha dotyczy zależności między wielkością beneficjów duchowieństwa a poziomem uniwersytetów. Tam bowiem, gdzie te pierwsze są wyrównane i niezbyt wysokie, uposażenia profesorów są zazwyczaj wyższe, co sprawia, że najzdolniejsi duchowni obejmują katedry uniwersyteckie. Natomiast w takich krajach, jak Francja czy Anglia, dobrze uposażone Kościoły odbierają uniwersytetom najlepsze i najbardziej utalentowane siły. Sytuacja taka musi wpływać niekorzystnie na rozwój nauki. Smith uważa bowiem, że najbardziej predestynowany do roli uczonego jest nauczyciel. "Gdy nakłada się na człowieka obowiązek, by wykładał jakąś gałąź wiedzy rok po roku, jest to, jak się zdaje, najskuteczniejsza istotnie metoda, za pomocą której może on tę dziedzinę wiedzy opanować doskonale. Gdy zmuszony jest przerabiać co roku ten sam materiał, o ile tylko jest do czegokolwiek zdolny, to w ciągu kilku lat zaznajomi się gruntownie z całością tematu; a jeśliby jednego roku wyrobił sobie w jakiejś sprawie zbyt pochopną opinię, to wróciwszy do tego samego zagadnienia w toku wykładów w roku następnym, rozważy je prawdopodobnie na nowo i błąd naprawi" [BN, II, s. 565].

Na zakończenie tego wątku dotyczącego uposażenia duchowieństwa Smith formułuje jeszcze jeden ciekawy pogląd: "Można ustalić jako niezbitą zasadę, że przy wszystkich innych warunkach równych, im bogatszy jest kościół, tym biedniejszy musi być z konieczności albo władca, albo lud" [BN, II, s. 566]. Na potwierdzenie przywołuje on przykład niektórych kantonów szwajcarskich, gdzie dawne dziesięciny i beneficja kościelne wystarczyły po Reformacji nie tylko na pobory oficjalnego Kościoła, ale także na pokrycie wszystkich wydatków państwowych. Przytacza także dane, według których w 1755 r. cały dochód duchowieństwa Kościoła szkockiego, łącznie z dochodami z posiadłości ziemskich, jak również z czynszami z plebanii, wynosił 68 514 funtów 1 szyling 51/12 pensa. „Ten bardzo skromny dochód - zdaniem Smitha - zapewnia przyzwoite utrzymanie dziewięciuset czterdziestu czterem pastorom (ministers). (...) Najbogatszy Kościół świata chrześcijańskiego nie potrafi lepiej utrzymać jedności wiary, żarliwej pobożności, porządku, przyzwoitego zachowania i surowych obyczajów w masach ludności niż ów tak ubogo wyposażony Kościół szkocki. (...) Większość protestanckich Kościołów w Szwajcarii, które nie są zazwyczaj lepiej wyposażone od Kościoła szkockiego, osiąga owe pozytywne rezultaty w stopniu jeszcze wyższym" [BN, II, s. 567].

(fragment artykulu "Filozofia polityczna i społeczna Adama Smitha" autorstwa Stefana Zabieglika)

Zamieszczam ten fragment w całosci bo nasuwają mi się po lekturze tego materiału ("filozofia Smitha" wykładana jest zdaje się również na uczelniach) dość oczywiste wnioski:
1. Czegoż to ludzie nie wymyślą by próbować religię doraźnym interesom ekonomii
2. Wcale się nie dziwię, że część z osób pod wpływem propagowanej tego typu "filozofii" dość niechętnie patrzy na sprawy Wiary
3. Z tego co widzę, to tezy Smitha to niezła mieszanka faktów i własnych wyobraźeń ( by nie rzecz - własnych życzeń).
A co inni sądzą na ten temat ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nicol@
Junior Admin
Junior Admin



Dołączył: 09 Lip 2006
Posty: 301
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sląsk

PostWysłany: Wto 15:05, 11 Lip 2006    Temat postu:

Znalazłam kilka myśli Smitha, które można sobie interpretować w różnoraki sposób:

Adam Smith (1723 - 1790), myśliciel i ekonomista szkocki doby oświecenia.

* Cóż może powiększyć szczęście człowieka, który cieszy się zdrowiem, nie posiada długów i ma czyste sumienie?

Tu się nie zgadzam, gdzie jest miłość do bliźniego, gdzie wiara?

* Większość ludzi sprzedaje swoją duszę i ze spokojem żyje z zapłaty.
Wg mnie nie jest to prawdą.


* To co jest roztropnością w prywatnym życiu każdej rodziny, nie może być chyba szaleństwem w życiu wielkiego królestwa.
Chyba, sam wątpi.

* Maszyny, które konstruuje się jako pierwsze, w celu wykonania jakiegoś konkretnego zadania, zwykle są najbardziej skomplikowane, a dopiero następni artyści zwykle odkrywają, że przy mniejszej liczbie kół, przy mniejszej liczbie zasad ruchu, niż początkowo zastosowano, można łatwiej osiągnąć ten sam efekt. Podobnie ma się rzecz z pierwszymi systemami filozoficznymi, zawsze są najbardziej skomplikowane.
Wcale tak być nie musi. Bo to ludzie są mądrzejsi, dlaczego ludziom nie oddaje hołdu? Coraz mądrzejsi wymyślają coraz to doskonalsze i bardziej skomplikowane rzeczy.

* Nasza miłość zaczyna się we własnym domu i niemal zawsze kończy się tam, gdzie się zaczęła.
Zależy pod jakim względem?


* Bardzo mało jest wymagane by doprowadzić państwo do dobrobytu nawet z najniższego poziomu barbarzyństwa, mianowicie pokój, niskie podatki i tolerancyjne kierowanie sferą sprawiedliwości.
Właśnie chyba dużo jest wymagane, pokój, tolerancja, sprawiedliwość, czy to są błahostki?


* Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście.
Tak czynią egoiści.

* Człowiek prawie ciągle potrzebuje pomocy swych bliźnich i na próżno szukałby jej jedynie w ich życzliwości. Jest bardziej prawdopodobne, że nakłoni ich do pomocy, gdy potrafi przemówić do ich egoizmu i pokazać im, że jest dla nich samych korzystne, by zrobili to, czego od nich żąda.
Bo człowiek żyje z człowiekiem, przy boku człowieka, i tylko wśród ludzi, ale nie zawsze zwanych egoistami!

* Państwo jest bogate bogactwem swych obywateli.
Zależy w jakim kontekście?


* Człowiek jest jedynym zwierzęciem, które robi interesy. Czy widział kto, by pies wymieniał kości z drugim psem?
Znowu objawy egoizmu, a porównanie conajmniej złe. A w jakim celu psy zakopują kości?

* Jakże straszne jest uświadomienie sobie, że to, co ludzie o nas mówią, jest prawdą.
Nieprawda, niektórzy znaja swoją wartość i opinie ludzi są dla takich mało ważne! A, jeżeli nawet mówią prawdę, to dlaczego miałoby to być aż tak straszne?


* Przyjaźń, jaką uświadamiamy sobie dla mężczyzny, jest różna od tej, jaką żywimy wobec kobiety, nawet gdy nie ma tu domieszki bardziej niewybrednej pasji.
Czy do przyjaźni potrzeba domieszki jakiejkolwiek pasji?!


* Społeczeństwo, którego przeważająca część członków jest głodna i nieszczęśliwa, z pewnością nie może być kwitnące i szczęśliwe.
Dlaczegóż to, nie wszystko jest idealne!


* ...człowiek (...) myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na uwadze swój własny interes człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście.
Realistyczny aż do bólu.

Dominiku, myślę, że mówimy o tym samym Smithcie? I , jak mniemasz, jest on własnożyczeniowy, własnowyobrażalny, własnofilozoficzny.
I, jak w twoim temacie, tak w całej swojej filozofii uważa ludzi za snobów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dominik
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:12, 11 Lip 2006    Temat postu:

Ciekawy materiał. Nicolu - sądzę, że jeszcze lepiej obrazuje nam postać tego "myśliciela" i "filozofa" nie potrafiącego dostrzec spoza własnego egoizmu podstawowego faktu - cała ta jego "teoria" sprowadza człowieka do roli "trybiku" w "machinie biznesu".
NIeco inaczej podsumowując jego teoria - można by powiedzieć "religia jest na tyle warta ile można z niej skorzystać " zdziwiony Smutny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz
Pedagog
Pedagog



Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: sadeckie

PostWysłany: Wto 19:31, 11 Lip 2006    Temat postu:

Smith chce zbudowac czlowiekowi swiat na swoj wlasny obraz o podobienstwo. Zapomnial, ze Kosciol nieustannie szuka slabosci w swoim dzialaniu i nie potrzebuje ingerencji wladzy swieckiej , o czym nieustannie pamietal Oj. SW. JP II. Taka wizja uszczesliwiania czlowieka w sposob poukladany przez Smitha pozbawia czlowieka mozliwosci zycia duchowego na wlasna , idywidualna miare. Moimzdaniem jest to uszczesliwianie czlowieka na sile. Uwazam , ze pomija znaczenie wartosci duchowych w prawdziwym szczeciu czlowieka . Powiedzenie, ze wiekszosc ludzi sprzedaje swoja dusze to to trudno sie z tym zgodzic bo o tym decyduje sam Bog w osobistrj relacji z czlowiekiem . Moim zdaniem jego filozofia oparta tylko na uzywaniu swiata w falszywm swietle przedstawia role i miejsce religii - szczegolnie katolickiej w zyciu i rozwoju czlowieka i spoleczenstwa

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dominik
Administrator
Administrator



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 1088
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:19, 11 Lip 2006    Temat postu:

Kazimierz napisał:
(...)Uwazam , ze pomija znaczenie wartosci duchowych w prawdziwym szczeciu czlowieka . Powiedzenie, ze wiekszosc ludzi sprzedaje swoja dusze to to trudno sie z tym zgodzic bo o tym decyduje sam Bog w osobistrj relacji z czlowiekiem . Moim zdaniem jego filozofia oparta tylko na uzywaniu swiata w falszywm swietle przedstawia role i miejsce religii - szczegolnie katolickiej w zyciu i rozwoju czlowieka i spoleczenstwa

Uważam, że doskonale ująłeś sedno sprawy, Kazimierzu.
Tak - ja również uważam, że stawianie spraw związanych z gospodarką ponad etyką i moralnością to nic dobrego.
A - na dodatek - próby sprowadzenia religii (a szczególnie katolicyzmu) do roli - wręcz "wyłudzaczy pieniedzy" od państwa - na tyle "użytecznych" na ile mogą być pomocni "władcom" i stawianie państwa ponad religią taci nieprawdopodobną hipokryzją i czystm wyrachowaniem, ( lub snobizmem jak to zauważyła Nicol@) - i zakrawa jak dla mnie wręcz o pomstę do Nieba ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kazimierz
Pedagog
Pedagog



Dołączył: 21 Kwi 2006
Posty: 266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: sadeckie

PostWysłany: Wto 22:01, 11 Lip 2006    Temat postu:

I dlatego rowniez powinnismy jak najszerzej wymieniac mysli i doswiadczenia na roznych wartosciowych moralnie i etycznie forach. Niech bedzie opor i przeciwstawienie liberalizmowi i relatywizmowi w zyciu czlowieka. Czlowiek to brzmi dumnie - tylko nie w ustach tych jak w/w autor .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum forum życia rodzinnego Strona Główna -> Moralność i etyka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin